Ogłoszenie

stat4u Nie wiesz jak zacząć? Wbij tutaj.
Dla nowych/zapominalskich: Posty na gale należy pisać do godziny 16:00 w dzień tejże gali (czyli na Clash w środę). Późniejsze (po 16:00) starania na Backstage/Ring nie będą brane pod uwagę na galę odbywającą się owego dnia.




#1 2012-03-16 18:56:43

 FoTi

Pomocnik

10082613
Skąd: Nowa Ruda
Zarejestrowany: 2012-03-14
Posty: 602
Punktów :   18 
Wrestler w e-fedzie: Kenneth Riddle
Od kiedy interesuje się wrestlingiem?: Wrestlemania XXVI
Ulubiony wrestler: Dean Ambrose, AJ Styles
Ulubiony Tag Team: DX, Evolution

Opowiadania FoTi'ego

Siemka. Niedawno zabrałem się za pisanie opowiadań i jako, że mam ich trochę ( głównie na projekt edukacyjny do szkoły ) to pomyślałem, że może warto byłoby dowiedzieć się co inni sądzą o moich wypocinach. Na początek przedstawiam wam fragment jednego z opowiadań i jeśli będziecie chcieli to dorzucę resztę. Miłego czytania i proszę o szczere oceny






Do gabinetu Gabriela weszła kobieta o długich, ciemnych włosach, brązowych oczach, a ubrana w sposób wskazujący na to, że potrafi walczyć. W pasie miała zapięty sporych rozmiarów miecz, a na plecach drewniany łuk. Swoim wizerunkiem mogła spowodować drżenie kolan u niejednego człowieka. Jej osiągnięcia również sprawiły, że wielu ludzi miało do niej szacunek. No właśnie, miało. Niegdyś wspaniała wojowniczka króla, a teraz łowczyni nagród. Przyszła właśnie po kolejne zlecenie.
- Cieszę się, że jesteś Valentine - przywitał ją Gabriel.
- Tak, tak. Masz coś dla mnie?
- Kolację przy świecach słonko - Gabrielowi podobała się Valentine, ale nie był wyjątkiem.
- Daj spokój idioto! Dawaj mi jakąś robotę. - Valentine jednak każdego spławiała w ten sam sposób...
- Dobra, mam coś specjalnego. Porwanie księżnej Brianny.
- Kuszące, jakieś szczegóły?
- Musisz dostarczyć ją z jej zamku w Viscera do Riverwood.
- Nie ma sprawy. Jakieś dokładne dane?
- Wszystko masz na karcie. Może jak skończysz, wyjdziemy razem do restauracji?
- Nie!
Valentine wyszła i zerknęła na kartkę. Księżna Brianna. Już sobie przypomniała kto to, nie cierpiała jej. Była strasznie zapatrzona w siebie. Jednak miała też zalety, a bez wątpienia największą była nieprzeciętna uroda. Brianna była właścicielką wspaniałych długich włosów oraz twarzy tak ślicznej, że z łatwością przyciągała potencjalnych partnerów. Valentine miała już plan. Chciała dotrzeć do niej przez jej matkę. Niestety po dokładnym sprawdzeniu, łowczyni nagród dowiedziała się, że Brianna nie ma już matki. Umarła w sposób niewyjaśniony przez lekarzy do dziś, a śmierć mamy księżnej nastąpiła 5 lat temu. Powstał prostszy plan...



Brianna szykowała się do przyjęcia z okazji swoich urodzin. Była to o tyle dobra okazja dla Valentine, że księżna często wychodziła z domu. Można jej było zarzucić wiele rzeczy, ale nie to, że brak jej ambicji. Chciała sama zorganizować najlepsze przyjęcie w historii. Biegała po całym mieście załatwiając najdrobniejsze szczegóły zabawy. Valentine już czekała skryta w krzakach pod ogromnym pałacem Brianny. Przez główną bramę wjeżdżali do środka tłumy gości z całego kraju. Wszystko było pilnowane od frontu przez sporą ilość strażników. Łowczyni nagród zaszła dom od tyłu. Tam patrolowało ogród tylko dwóch ochroniarzy, a w środku było trzech. To nie problem dla Valentine. Miała ze sobą usypiające strzały więc użyła ich, aby pozbyć się problemu. Dodatkowo w murze była niewielka dziura. Wystarczyła jednak, aby szczupła Valentine przecisnęłą się przez nią i znalazła wewnątrz. Briannę uprowadziła bez większego problemu. Ją również uśpiła za pomocą strzały. Kilka minut później nasza bohaterka biegła już bagnami z księżną na plecach. Swój powóz zostawiła dla bezpieczeństwa trochę dalej. Teraz tego żałowała. Była zmęczona, a do tego to bagno. Jakby tego było mało, po piętach deptali jej strażnicy. Nagle wywróciła się. Brianna wpadła do głębokiego na około cztery metry dołu.
- Świetnie! Co jeszcze się wydarzy?! - pomyślała wściekła Valentine
Jak na zawołanie dogonili ją ochroniarze. Strach pomyśleć co by się z nią stało gdyby nie wyćwiczone do perfekcji przez bohaterkę władanie bronią. Również strażnicy popełnili dość duży błąd. Nie docenili rywala. Z pozoru delikatna kobieta bez najmniejszego problemu pozbyła się wrogów. Nie zabiła ich jednak. Była człowiekiem honoru. Walczyła na śmierć i życie tylko gdy wymagała tego sytuacja lub walka była wcześniej ustalona i ta zasada potwierdzona. Valentine ze sporymi kłopotami wyciągnęła z zagłębienia księżną i ruszyły dalej. Był kolejny problem. Ktoś ukradł powóz!
- No to świetnie. 50 kilometrów z tą cholerną księżniczką na piechotę! - powiedziała do siebie zażenowana Valentine.



Valentine udało się dostać na bezpieczny teren. Wzgórze Sów miało do zaoferowania przepiękne widoki całej okolicy w promieniu kilkunastu kilometrów. Szczególnie piorunujący był widok zamku księżnej, która nota bene zaczęła się budzić. Valentine nie zauważyła tego, a Brianna chciała to wykorzystać. Co prawda atak od tyłu na doświadczoną i zaprawioną w boju osobę nie był najlepszym pomysłem, ale księżna nigdy nie była w sytuacji tego typu, a nikt nie chciał jej wcześniej nauczyć odpowiedniej reakcji. Brianna jednak to zrobiła wskakując łowczyni nagród na plecy. Valentine momentalnie wykazała się nadzwyczajną zwinnością i szybkością przerzucając księżną przez ramię i przyciskąc ją nogą do ziemii warknęła:
- Nie rób nic głupiego bo pożałujesz paniusiu!
- Kim jestes? Czego chcesz! Gdzie ja jestem!? - krzyczała przerażona porwana
- Jestem Valentine, a ty wkrótce będziesz w Riverwood.
- Po co? Ja chcę do domu! - Brianna już niemal płakała.
- Sama nie wiem, ale to nie moje zadanie. Ja mam cię tylko dostarczyć w umówione miejsce.
- Proszę, wyjaśnij mi o co chodzi!
- Przejdziemy dziś 10 kilometrów, rozpalę ognisko i porozmawiamy, też mam ci do powiedzenia parę rzeczy.
- Dziękuję, jestem ci wdzięczna, że nie traktujesz mnie jak niewolnika.
- Masz na myśli sposób w jaki traktujesz swoich kelnerów, pokojówki czy kucharza? Nie chcę uszkodzić swojego towaru... - Valentine nie była zbytnio uczuciowa.
Istotnie tego dnia przeszły prawie dziesięć kilometrów. Udało się nie napotkać większych przeszkód co ucieszyło Valentine. Rozpaliła ognisko, a Brianna chyba zaczęła się uspokajać bo zostawała sama kiedy łowczyni nagród ścinała drewno swym mieczem i polowała na dzika. Chyba zaczęła ufać w to, że Valentine jej nie zabije i jest w głębi duszy dobrą osobą. W tym samym czasie nasza bohaterka polowała na dzika na kolację. Przydał się łuk. Gdy z lasu wyłoniła się postać kobiety z dzikiem, Brianna uczieszyła się. Jednocześnie była jednak obrzydzona, przyzwyczajono ją do nieco innego jedzenia. Bardziej wykwintnego. Nastałwieczór, kobiety usiadły przy ognisku.
- Więc o co chiałaś spytać? - Valetnine zaczęła.
- Czemu mnie nie cierpisz?
- Czy to takie ważne?
- Dla mnie tak. Proszę, powiedz mi.
- Dobrze. Jesteś strasznie rozpuszczona przez ojca i kiedyś matkę! Chcesz być perfekcyjna i wygrywasz wszelkie możliwe konkursy najczęściej przekupując sędziów! Co masz zamiar tym osiągnąć?!
- Ty nic nie rozumiesz! - Brianna wybuchnęła płaczem
- Więc mi wytłumacz. Jestem ciekawa co masz na usprawiedliwienie. - Tak jak wcześniej, bohaterka nie okazywała żadnych przejawów empatii.
- Moja matka była taka wspaniała! Ona wygrała wszystko co możliwe i była prawdziwą kobietą! Była taka piękna i wspaniała. Błyszczała na wszystkich pokazach, a w domu przeistaczała się w cudowną mamę. Zawsze okazywała mi miłość i wsparcie! Powtarzała, że kiedyś to ja będę największą damą naszego królestwa i wizytówką kraju! Chcę być z całych sił taka jak ona! Nie chcę jej zawieść!
- Jeny, Brianna, zaczynam cię rozumieć - księżna patrzyła na Valentine jakby zobaczyła ducha. Bezwzględna łowczyni nagród okazała jej współczucie?!
- Ja straciłam ojca. Też był żołnierzem w armii króla. Ja też jakiś czas tam służyłam, ale w innym oddziale. Pewnego dnia mówił, że idzie na łatwą i przyjemną misję. Pamiętam jak się cieszył, że przywiezie sporo pieniędzy za tak łatwą robotę. Cieszył się, mama się cieszyła, ja również. On jednak już nigdy nie wrócił do domu. Cały czas mam w głowie słowa mojej matki kiedy oznajmiła mi, że tato nie żyje. - Kontynuowała Valentine. Zaczęła otwierać się przed porwaną.
- Nie bój się, nie dostarczę cię do Riverwood.
- A co masz zamiar zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę. Bądź spokojna.



Nastał kolejny dzień. Panie przegadały całą noc. Owocem tej rozmowy było postanowienie Valentine, że ucieknie z Brianną. Nie dostarczy jej w miejsce przeznaczenia. Miała jednak wiele wątpliwości. Wiedziała, że Gabriel ma swoich ludzi wszędzie i wreszcie ją znajdzie. Trzeba było gdzieś się ruszyć. Wtedy łowczyni nagród przypomniała sobie o schowku w swoim domu. Ojciec kiedy jeszcze żył, kazał jej tam zajrzeć kiedy będzie w wielkim niebezpieczeństwie. Mówił, że są tam kody pozwalające otworzyć drzwi do podziemnego przejścia między dwoma krajami. Nie mogły iść głównymi drogami. Wszyscy szukali księżnej, a jakby ją znaleźli z Valentine, zabiliby je obydwie.
- Wstawaj, idziemy do mojego domu.
- Daleko to? - spytała przeciągając się Brianna
- Nie. Jakieś 7 kilometrów stąd.
- Niech będzie. Poczekaj, wykąpię się tylko.
- Wiesz, że możesz to zrobić tylko w rzece? - Valentine mimo pogodzenia się z Brianną nie była dla niej zawsze miła.
- Masz mnie za głupią? Ach no tak! Jeszcze wczoraj miałaś! - Brianna również nie pozostawała dłużna na docinki ze strony łowczyni nagród.
- Spiesz się, wyruszamy przed dziewiątą rano. Musimy być na miejscu jak najszybciej.
Brianna była już gotowa, Valentine schowała do plecaka w miarę dobrze zabezpieczone mięso dzika i ruszyły na południe.
- No nie. Wojskowi. - Valentine zauważyła na horyzoncie patrol
- I co teraz?
- Jak to co. Nie mam zamiaru walczyć. Są zbyt dobrze uzbrojeni. Przejdziemy lasem.
Kiedy podążały przez las już jakieś dwadzieścia minut, usłyszały mocne odgłosy trzaskających gałęzi. Ktoś się zbliżał. I to nie jedna osoba. Były co najmniej trzy. Kobiety szybko schowały się w krzakach czekając na to kto nadejdzie. Byli to kolejni wojskowi.
- Strasznie ich dużo - szepnęła Brianna.
Niestety było wystarczająco głośno, aby uzbrojeni po zęby mężczyźni usłyszeli je. Teraz Valentine nie miała wyboru. Musiała stawić czoła wrogowi w bezpośredniej walce. Obawiała się czy nie zastrzelą jej. Ku jej zdziwieniu każdy z nich odłożył broń palną i chwycili za miecze. Zawsze jest jednak coś inaczej niż by się chciało. Mimo, że używali broni białej, ruszyli na Valentine wszyscy. Pierwszy rzucił się z szaleńczą szarżą, a z tym łowczyni nagród nie miała większego problemu. Sparowała uderzenie mieczem i wytrąciła jednemu z wrogów broń z ręki. Valentine rozejrzała się po polu walki. Brakowało jej jednego z żołnierzy. I nagle odnalazł się. Zaszedł ją od tyłu i uderzył w głowę. Zemdlała. Upadła i czuła, że szybko nie wstanie. Mdlała, ale przez raz po raz otwierające i zamykające się oczy widziała jak wojskowi brutalnie chwytają Briannę i zabierają ją. Zamknęła oczy i słyszała tylko odgłosy walki. Nie wiedziała jednak czy to ktoś im pomógł czy jeszcze bardziej zaszkodził i stał po stronie wojska. Nie miała jednak siły, aby chociaż otworzyć oczy i się przekonać...



Valentine obudziła się jakieś dwie godziny później co wywnioskowała z położenia słońca na niebie. Kompletnie nie pamiętała co się stało. Obok siebie zauważyła jednak kartkę z napisem "Masz szczęście, że byłem w pobliżu. Następnym razem bardziej uważaj". Nie widziała jednak w pobliżu Brianny. W popłochu poczęła szukać jej w okolicy. Znalazła. Księżna postanowiła wyruszyć do lasu pozbierać trochę grzybów.
- Czy ty jesteś chora?! - wygarnęła Valentine
- Któż to wstał. Masz może ochotę na grzyby?
- Co ci jest? Czemu jesteś w tak dobrym humorze?
- Bo ja wiem? Może dlatego, że uratował mnie jakiś starszy mężczyzna?
- Jak to? Widziałaś kto to był?
- Widziałam jego twarz, ale nie zdążyłam zapytać o jego imię. Powiedział tylko, że obudzisz się za jakieś dwie godziny i zniknął w lesie.
- Wiesz może jak był ubrany? - Valentine zaciekawił ten człowiek
- Pamiętam, że miał jakby wojskowy strój. Nie był jednak żołnierzem króla bo na jego widok zaczęli strzelać. Zabił jednak wszystkich.
- Coś mi tu nie pasuje. Tak tego nie zostawię.
Brianna zbierała jeszcze grzyby przez kilkanaście minut. Nazbierała cały kosz, który później niosła ze sobą. Kobiety kontynuowały wędrówkę do domu Valentine. Były do niego jakieś dwa dni drogi, a czasu już bardzo mało. Wkrótce Gabriel miał oczekiwać księżnej w Riverwood, a one zamierzały przed przyjściem tam zawitać jeszcze do domu łowczyni nagród. Przez prawie cały dzień wycieczka trwała bez najmniejszych niepowodzeń. Jak jednak zdążyliśmy się przyzwyczaić, problemy prędzej czy później dopadały bohaterki. Tym razem była to taka głupota, że Valentine była na siebie bardzo wściekła. Jak mogła o tym zapomnieć?!
- Niech to szlag!
- Co znowu? - Brianna nie bardzo wiedziała o co chodzi.
- Jesteś ślepa? Nie przejdziemy tędy teraz!
- Ale co? Ten most?
- Nie tyle most co strażnicy na nim i miejsce w jakim jest położony. Tę platformę można zobaczyć z każdej strony wyspy i jest na niej więcej kamer niż w tym twoim pałacyku
- Nie czepiaj się mnie! - Brianna raczej bez powodu się oburzyła.
Księżna usiadła na polanie i patrzyła w dal. Valentine do niej podeszła i chciała przeprosić, ale ta nie chciała tego słyszeć.
- Myślałam, że się zmieniłaś! Mówiłaś, że mnie rozumiesz, a teraz znowu na mnie naskakujesz!
- Przecież to nie było specjalnie! Nie miałam nic złego na myśli!
- Daj spokój dziw...
- Nawet nie próbuj kończyć tego zdania! - Valentine wściekła wyciągnęła nóż ze schowka w bucie i przyłożyła do gardła księżnej.
- Nic mi nie możesz zrobić. Jeśli mnie zabijesz, błyskawicznie zabiją ciebie - Brianna rozumiała sytuację i zaczęła wykorzystywać bezsilność Valentine na swoją korzyść.
- Ty... ty... ah w ogóle nie zamierzam z tobą więcej gadać! - łowczyni nagród bardzo się zdenerwowała. Takie zachowanie Brianny wyprowadziło ją z równowagi.
Miała teraz jednak większy problem. Trzeba było stracić pół dnia żeby przejść wieczorem przez ten most. Było jednak pocieszenie. Z niego było już widać dom Valentine, a rzeka płynęła dokładnie w tym kierunku. W głowie łowczyni nagród pojawił się plan na szybkie przebycie drogi do domu...

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Ciechocinek restauracje Szafy z drewna poxilina wrocław